Ponownie na niedzielny spacer z Raptusem wybraliśmy Góry Opawskie. Skoro ostatnim razem poszło nam sprawnie, optymistycznie zaplanowałem na dzisiaj dłuższy odcinek. Na celowniku znalazła się Biskupia Kopa. Przewidując spory ruch na szlakach, wyruszyliśmy wcześniej niż w ubiegłym tygodniu. Chcieliśmy choć część trasy przejść w spokoju. Czeskie szlaki są formalnie niedostępne z uwagi na obostrzenia epidemiologiczne. W konsekwencji wszyscy, którym w duszy gra chodzenie i bieganie po górkach, muszą się zmieścić po stronie polskiej.
Podejście rozpoczęliśmy nieoznakowanym odcinkiem drogi pożarowej, od zachodniej strony masywu Biskupiej Kopy. Te okolice są znacznie mniej uszczęszczane od szlaków z Jarnołtówka i trasy przez Cichą Dolinę. Taktyka sie sprawdziła, bowiem na odcinku od parkingu do szczytu minęliśmy jednego Czecha i trójkę Polaków.
Podłoże miejscami pokryte było minimalną ilością śniegu lub szronu ale zasadniczo było przyjazne. Zdarzały się delikatne braki w przyczepności, obyło się jednak bez kłopotów.
Raptus na tle śniegu bywa słabo widoczny - maskujące kolory.
Na szczycie stanęliśmy sami. To już drugi szczyt zdobyty przez piesa. Dopiero tutaj można było zaobserwować niewielką ilość śnieżnej pokrywy. Kolejni turyści pojawili się od strony schroniska po kilkunastu minutach. Wieża była udostępniona do zwiedzania. Z wiecznego placu budowy znalazłoby się też coś dla ciała. My zdecydowaliśmy się zejść do schroniska pod Biskupią Kopą.
Przy schronisku panował całkiem spory ruch. Stoliki przed schroniskiem zasadniczo były okupowane. Bar prosperował calkiem sprawnie w formule "na wynos". Zamówiłem grzane piwko a pieseł pochłonął zapasy z plecaka. Każde towarzystwo turystów staramy się wykorzystywać na oswajanie zwierza z twarzami, kolorami, płaszczami, plecakami, dźwiękami. Raptus reaguje różnie ale chłonie to wszystko i się przyzwyczaja. Przyzwyczajam to też do różnego gatunku pupili - małych, dużych, ruchliwych ale i potencjalnie grożnych. Nie dalej jak wczoraj, wsadził nos pomiędzy szczeble ogrodzenia. Zamieszkujący posesję stwór, nie wykazał się zrozumieniem. Skończyło się kolejną dziurą w nosie ale to wszystko w pewnym sensie jest potrzebne.
Na drogę powrotną wybraliśmy przełajowe zejście do Cichej Doliny, którą podążaliśmy aż do wylotu w pobliżu zabudowań w Pokrzywnej. Na wysokości kaplicy polowej skręciliśmy w prawo na niebieski szlak, który poprowadził nas trawersem ponad posesjami i polem campingowym, w kierunku parkingu.
Długość trasy: 13.5 km
Czas przejścia: 4,5 h
Stopień trudności: łatwy
Ślad GPX: trasa