Tuż przy granicy znajduje się rejon, gdzie niegdyś eksploatowano złoża minerałów i odzyskiwano złoto. Do dzisiejszego dnia pozostaly ślady tamtych czasów. Specjalnie dla turystów odrestaurowano urządzenia starych młynów. Każdy może spróbować swoich sił. Przy odrobinie wprawy wócimy do domu z pamiątką w postaci lśniącego piasku. Trasa należy do krótkich, łatwych i przyjemnych. To znakomity pomysł na weekendowy wypad poza miasto lub popołudniowy spacer.
Zlatorudne mlyny - dojazd
Do miejscowości Zlate Hory najlepiej dojechać samochodem, choć zdarzają się przypadki organizowania wypadów rowerowych z województwa opolskiego - w końcu to około 10 km od granicy. Do przejścia granicznego w Konradowie dostajemy się od strony Głuchołaz lub przez Jarnołtówek. Jako miejsce postojowe znakomicie nadaje się parking przy wyciągu Zlate Hory – Pricna. Jest przestronny, położony w widocznym miejscu i przede wszystkim darmowy. Aby się tam dostać jedziemy od granicy główną drogą przez centrum miejscowości Zalate Hory, po czym kontynuujemy prosto po drodze prowadzącej z Jesenika. Mijamy po lewej stacje paliwową i około 500 m dalej po prawej stronie, na zakręcie będzie zjazd na ośrodek Bohema. Jesteśmy na miejscu.
Zlatorudne młyny ulokowane są w dolince, przy rzece, która dawała urządzeniom młyna napęd. Aby się tam dostać, skorzystamy z oznakowanych szlaków turystycznych. Zostawiamy samochód i udajemy się w prawo niebieskim szlakiem mijamy domki kempingowe (przy których słychać polskie rozmowy) i poruszamy się wzdłuż potoku. Na skrzyżowaniu szlaków kierujemy się prosto (żółty szlak). Droga prowadzi wzdłuż krawędzi lasu, lekko pod górę, pośród drzew porastających pofałdowany teren z charakterystycznym poszyciem niemal pozbawionym zieleni. Po lewej stronie przy lesie znajduje się duża, porośnięta wysoką trawą łąka. Tuż za łąką żółty szlak skręca w lewą stronę. Idąc za szlakiem dochodzimy do miejsca na ognisko, przy którym można usiąść i nieco odpocząć. Dalej kontynuujemy marsz szlakiem żółtym.
Mapa mówi wyraźnie, że aby dostać się do zlatorudnych młynów musimy znaleźć się po drugiej stronie lokalnej drogi. W pewnym momencie odnosimy wrażenie, że trzeba będzie przejść komuś przez środek zagrody. Jednak tuż przy ogrodzeniu szlak gwałtownie skręca w prawo - wychodzimy na asfalt. Po krótkim zastanowieniu udaje się odnaleźć dalszy ciąg trasy po drugiej stronie szosy. Idziemy dalej - po lewej stronie pojawia się koryto strumienia. Wyobrażamy sobie, że to pewnie on właśnie będzie napędzał młyny. Dochodzimy do mostku, przy którym znajdują się tablice z opisem ścieżki dydaktycznej. Zgodnie z informacją na drogowskazie skręcamy w lewo na szlak zielony. Dochodzimy do młynów.
Zlate Hory - Zlatorudne Mlyny
Złoto w okolicznych górach odkryto w XIII wieku. W ciągu kilkusetletniej eksploatacji złóż wydobyto tutaj łącznie około 3 tony złota. Pricny Vrh (góra poprzeczna) - znany nam dzisiaj bardziej jako stok naraciarski, posiadał bogate złoża złotonośne, podobne do tych z okolic Głubczyc a zdecydowanie wydajniejsze niż te, które znajdowały się w Złotym Stoku. Wydobycia zaprzestano niedawno, bo w 1989 roku, ze względu na wysokie koszty eksploatacji. W dalszym ciągu jednak złoto znajduje się w tamtejszych rudach. Chcemy dowiedzieć się więcej o pozyskiwaniu złota. W skansenie "Zlatorudne Mlyny" można zobaczyć jak wygląda pracujący model młyna o napędzie wodnym.
Obecne instalacje młyna wybudowane zostały kilka lat temu z myślą o turystach. Budowla jest w całości wykonana z drewna. Ciekawostką jest zachowanie oryginalnej technologii połączeń elementów drewnianych (pióro/wpust oraz kliny). Koło młyńskie o napędzie nadsiębiernym (strumień wody kierowany jest na górną część koła za pomocą specjalnej rynny) ma średnicę około 5 m. Dawniej, oryginalne młyny miały koła o średnicach rzędu kilkunastu metrów i posiadały napęd dolnym (podsiębierny).
Przewodnik zapoznaje nas z tajnikami wydobycia i obróbki kruszcu. Całkiem przyzwoicie włada językiem polskim. Dowiadujemy się, że zanim dojdzie do płukania drogocennego kruszcu, rudę należy odpowiednio rozdrobnić. Do tego celu używana jest kruszarka młotkowa. Specjalnie przygotowane stemple uderzają miarowo w surowy urobek, rozdrabniając go aż do konsystencji żwiru. Tak rozdrobniona ruda ręcznie przenoszona była do młyna, który mielił ją dotąd aż powstała mączka. Dalej następował proces płukania. Po krótkim instruktażu dostajemy specjalne talerze i próbujemy własnych sił. Czynność wymaga jednak wprawy i cierpliwości. Po dwudziestu minutach pracy są już zauważalne efekty - mieniące się w słońcu minerały - nasze cierpienia zostały zrekompensowane. Przewodnik twierdzi, że znajdziemy miedź, nikiel i złoto. Znaleźliśmy coś, ale chyba nie wystarczy na nowy samochód. Cóż, może innym razem.
Podobno niejeden turysta już się tutaj wzbogacił. Byli tacy, jak twierdził, którzy przyjechali na rowerach a odjechali pięknymi samochodami.
Dalej przechodzimy przez mostek, skręcamy w lewo i udajemy się zielonym szlakiem wzdłuż potoku. Szlak wspina się w górę. Widzimy z góry, że można było pójść dołem przy samym korycie potoku. Idziemy dalej. Nagle szlak przegrodzony jest "pastuchem elektrycznym". Tuż obok pasą się krowy. No cóż - przechodzimy pod ogrodzeniem. Chwilę później okazuje się, że podobnie przegrodzona jest asfaltowa droga. Ponownie czołgamy się pod ogrodzeniem. Najwyraźniej tak w Czechach jest praktykowane. Wchodzimy na szlak żółty, którym kierujemy się w lewo. Schodzimy w dół do miejscowości Dolni Udoli, gdzie organizujemy przystanek - nie możemy sobie odmówić zimnego piwa w pobliskiej restauracji. Dalej szlak prowadzi łąką pod górę, wzdłuż wyciągu i dalej w lewo.
Pokonujemy spory odcinek pod górę, aż do krzyżówki ze szlakiem niebieskim. Teraz idziemy w lewo docierając do ruin twierdzy Edelstein. Według legendy zamek powstał w XIII wieku jako element obrony królestwa czeskiego. Na 1281 rok datowana jest pierwsza wzmianka, kiedy to opawski książe Mikulas oddaje zamek w zastaw biskupowi wrocławskiemu. Obecnie na wzgórzu widoczne są niewielkie pozostałości murów. Dalej kierujemy się w dół. Kilkaset kroków krętym szlakiem dzieli nas od górnej stacji wyciągu Pricna. Zatoczyliśmy koło. Na dole czeka na nas samochód. Trasa obejmuje ok. 15 km i zajmuje około 5 godzin pieszej wędrówki - wliczając zwiedzanie i postoje na jadło oraz fotografowanie. Możliwej jest również pokonanie trasy na rowerze.