szczyt Śnieżnika

Tym razem wyprawę rozpoczynamy w Międzygórzu, skąd prowadzi jedna z krótszych i bardziej popularnych tras w kierunku schroniska na hali pod Śnieżnikiem. Ten wariant został wybrany z myślą o naszym zwierzu, bowiem lubi on wykąpać futro w górskich potokach, szczególnie gdy jest gorąco. Prognozy są zachęcające. Ma być około 25 stopni (tylko). Najbliższe dwa tygodnie przyniosą upały dochodzące do czterdziestu stopni. Z całą pewnością nie ruszymy tyłka w taki skwar, chyba że na plażę.

pies - szlak międzygórzeAby dotrzeć o przyzwoitej porze wyruszamy około siódmej rano. Do pokonania jest jakieś 160 km. Zanim dotrzemy do Międzygórza konieczne będą ze dwa postoje aby nie kusić choroby lokomocyjnej naszego futrzaka. Zwykle cierpi na tym zarówno zwierz jak i bagażnik. Międzygórze oferuje spory asortyment tras turystycznych. Około godziny dziesiątej na ulicach widać spory ruch. Postanowiliśmy wystartować z mniej uczęszczanej strony. Mijamy po drodze tylko dwie osoby. Ulokowaliśmy samochód przy ostatnim zabudowaniu w pobliżu strumienia, przy którym biegnie czerwony szlak rowerowy razem z zielonym szlakiem pieszym. Mapa mówi, że możliwe jest zatoczenie pętli i wygodny powrót do samochodu. Trzy sekundy po otwarciu bagażnika pies zażywa kąpieli w strumieniu. My w tym czasie wydobywamy niezbędne sprzęty turystyczne. Pora ruszać. 

parking na czerwonym szlaku na śnieżnik

Przechodzimy przez mostek na prawy brzeg strumienia i łagodnym wzniesieniem idziemy wzdłuż strumienia, obok starej drewnianej chaty. Stan drogi potwierdza, że nie ma na tym odcinku dużego ruchu turystycznego. Za znakami czerwonego szlaku odbijamy ostro w prawo pod górę. Tu i ówdzie pojawiają się niebieskie strzałki będące oznakowaniem przygotowywanej na niedzielę trasy zawodów MTB. Po pokonaniu wzniesienia dochodzimy do rozstaju z miejscem postojowym dla turystów. Co prawda jedna ławka jest lekko zdewastowana ale dajemy radę się usadowić. Tuż obok widać ślady po ognisku a w nim pozostałości po gamoniowatych turystach (puszki po piwie). Jakby nie mogli zabrać tego ze sobą. Nie spędzamy tu dużo czasu. Okazuje się, że okolicę zawłaszczyły sobie osy. Prawdopodobnie kręcą się tu ponieważ turyści przynoszą ze sobą różnego rodzaju słodkości. Owady nie były agresywne, jednak nie stwarzały warunków do relaksacji.
postój dla turystów - czerwony szlak na śnieżnikKierujemy się dalej czerwonym szlakiem rowerowym. Teraz nieco w dół. Szlak zielony na rozstaju, który właśnie opuściliśmy posłuży nam w drodze powrotnej. Już wiemy aby się tu nie zatrzymywać. tym bardziej, że będzie stąd blisko do samochodu. Szlak rowerowy sprowadza nas ostro w dół do skrzyżowania dróg leśnych. Skręcamy w prawo, schodząc ze szlaku rowerowego na niebieski szlak turystyczny. Kierujemy się do trasy pieszej po której biegnie czerwony szlak turystyczny. Będzie to główny szlak z Międzygórza na Śnieżnik. Spodziewamy się spotkać tam tłumy turystów. Wychodzimy na parking przy rzeczce Wilczka, która zasila wodospad Wilczki. Midas ponownie rozkłada się w strumieniu i ku uciesze turystów zaczyna swoje nurkowanie i połowy kamieni. Szlak wiedzie szeroką szutrową drogą. Zapewne tędy realizowane jest zaopatrzenie schroniska i dojazd stacjonujących w Międzygórzu służb GOPR w trakcie akcji ratowniczych. 

szlak czerwony międzygórze - Śnieżnik

Kolejne stanowisko postojowe dla turystów jest już dużo obszerniejsze, co nie przeszkadza temu aby wszystkie siedziska i ławy były oblegane. Udaje nam się jednak zdobyć nieco powierzchni na swoje potrzeby. Zwierz zajął się sobą w pobliżu strumienia a my uzupełnialiśmy płyny. Za chwilę bowiem czeka nas odcinek stromej wspinaczki pośród korzeni drzew. Nie jest to może morderczy wysiłek ale trochę trzeba się spocić. Na szczęście to tylko kawałeczek, który stanowi duży skrót wobec regularnej drogi. U góry czekają ławki a 300 m dalej kolejne. Zaraz później szlak skręca ostro w prawo i znowu pnie się pod górę. Trzeba tu uważać na znaki. To miejsce łatwo jest przegapić. Teraz już nie będzie rozstajów. Szlak aż do hali przyjemnie prowadzi pośród drzew i skałek. Idziemy dziarskim krokiem wiedząc, że w schronisku czeka na nas chłodny browarek. Kilka razy mijamy parę emerytów podążającą tym samym szlakiem. Polubili się z naszym psiakiem. Pani podpierała się kijem turystycznym zrobionym z patyka. Midas stwierdził, że to fajny patyk do zabawy i że będzie próbował go zabrać. 

schronisko na śnieżniku

Podczas jednego z postojów starszy pan, ocierając czoło zdobył się na wyznanie: „ci górale to leniwy naród… Nie chciało im się wyrównać tych górek a my teraz musimy się męczyć”. Przed samym schroniskiem, już na hali czeka nas jeszcze podejście stromym stokiem. Dojście do schroniska zajęło nam około 2.5 godziny. Stąd na szczyt jest jeszcze 30 min. Rozsiedliśmy się z rozmachem zrzucając wszystkie nasze graty. Jakież to przyjemne, usiąść na lekko albo nawet wyciągnąć sie na ławie w oczekiwaniu na rozpoznanie gruntu na terenie kuchni tłumnie okupowanej przez turystów. Widać bylo lekkie zamieszanie z kolejnością wydawania posiłków. Ale co tam - chyba za naleśnika nikt nikomu oczu nie wydrapie. A trzeba przyznać, że dzisiejsze naleśniki z serem smakowały wyśmienicie. Panie stanęły na wysokości zadania i zamówiły pyszne, mocno schłodzone piwko. Pierwsze rzecz jasna, bo drugie na skutek intensywnego obrotu towarem było już pod wpływem gorącej afmosfery. schronisko na śnieżnikuWzniesienie na przeciwko schronisko było obficie porośnięte trawą. Wydawało sie wołać i zapraszać do wyłożenia się i ucięcia krótkiej drzemki. Wciągnęliśmy też nasze wszystkie zapasy z plecaków obficie popijając przy tym browarkiem. Zwierz również dostał jadło i solidną porcję wody. Wyłożył się przy stoliku i leniwie spoglądał w kierunku szlaku oraz innych psiaków, które równie dzielnie wspinały się ze swoimi właścicielami. Z dołu nieprzerwanie nadciągają kolejni turyści. Widać uśmiechy na ich twarzach mówiące - "wreszczie koniec". Na zewnątrz fajnie przygrzewa sloneczko i dmucha chłodny wiaterek. Lekko zachmurzone niebo sprzyja fotgrafowaniu okolicy. Na tej wysokości warto mieć ubrane coś z gługim rękawem - slońce i wiatr są zwodnicze.  Zbliżające się zawody rowerowe MTB przyciągnęły sporo rowerzystów, którzy przyjechali wcześniej by potrenować i zapoznać się z trudnościami na poszczególnych odcinkach. szlaki rowerowe śnieżnikPrzy ogrodzeniu stoją poprzypinane rowery. Tuż obok słychac rozmowy po angielsku. Odnosze wrażenie, że zawody przyciągnęły również fanów tego sportu spoza granic naszego kraju. Zarówno panie jak i panowie dzielnie naciskją na pedały swoich efektownych i z pewnością kosztownych maszyn. Kolorowe stroje śmigały obok nas w obu kierunkach, zakłócone tylko grubą miejscami warstwą błota nierównomiernie rozrzucona przez wirujące opony. Na szczęście zasadniczo było sucho. Trudno sobie wyobrazić jak mocno muszą być utytłani w deszczową pogodę. Pewnie widać im wyłącznie zęby i oczy. Po zakończeniu akcji szczytowych, drogę powrotną realizujemy szlakiem niebieskim, z krótkim tylko dojściem po szlaku czerwonym bezpośrednio od schroniska (kierunek Puchaczówka/Czarna Góra). Mijamy budowany właśnie punkt kontrolny, być może metę jutrzejszych zawodów. szlaki rowerowe śnieżnikObsługa śpi zmachana wewnątrz busa. Chyba pokonały ich czynności organizacyjne. Znaki niebieskie prowadzą nas łagodnie, równą drogą w kierunku Międzygórza. Ponownie mijają nsa grupy rowerzystówm. W pewnym momencie dochodzimy do skrzyżowania ze szlakiem zielonym. Jesteśmy już blisko rozstaju nazwanego roboczo „siedliskiem os”. Mapa pokazuje wyraźnie, że istnieje skrót leśną drogą pozwalający na zaoszczędzenie opasłego łuku jaki mamy do zatoczenia. Droga jest i owszem. Jednak zarośnięta do tego stopnia, że nie zachęcała do spacerów. Obraliśmy kierunek zgodny z pierwotnym planem, czyli szlak zielony na wprost. Przy siedlisku os skręcamy w prawo i czerwonym szlakiem schodzimy w dół. Na ostrym łuku w lewo widzimy leśny skrót. Z tej strony wygląda dobrze. Mniejsza ilość światła w cieniu wysokich drzew nie pozwoliła na bujny rozwój zarośli. Jeszcze 500 m i znajdujemy się przy samochodzie. Ostatnia kąpiel zwierza w strumieniu i pakujemy wszystko i wszystkich do samochodu. Kolejny punkt Programu to obiad. Stajemy przy restauracji u wejścia do wodospadu Wilczki. Podają nam wyśmienitego pstrąga z grilla. Znowu panoszą się osy ale nie jest najgorzej. Jeszcze tylko szybki spacer trasą wokół wodospadu i wieziemy tyłki do domu. Odczyt czasu na samochodowym zegarze wskazuje, że spędziliśmy tu jakieś 8,5 godziny. Dobrze zainwestowany czas.