Z Rejvizu rozciągają się piękne wioki na Orlik, Pricny Vrch i Biskupią Kopę. Jest to najwyżej położona miejscowość na Śląsku. Jej urokliwy charakter oraz pobliskie torfowiska „mchowe jeziorka” przyciągają rzesze turystów. Wiek torfowisk, które położone są na nieprzepuszczalnych pokładach skalnych szacowany jest na 6-7 tys. lat. Ponoć mają kilka metrów głębokości a legendy mówią, że znacznie więcej.
Osada ma obecnie kilkudziesięciu mieszkańców i administracyjnie przypisana jest do gminy Zlate Hory. Pierwotna nazwa niemiecka Reihwiesen oznacza łąki ułożone w szeregu. Takie jest też rozplanowanie urbanistyczne miejscowości – budynki sytuowane są wzdłuż drogi.
Historia Reiviz
Pierwszy dom stanął w Starym Rejvizie w roku 1768 jako zajazd na ścieżce handlu solą wiodącej z austryjackich kopalń na Śląsk. Pod koniec stulecia stało tu już około 40 domów. Większość mieszkańców była niemieckojęzyczna. Nieliczni Słowianie, którym Biskup Wrocławski Gothard Filip Schaffgotsch tanio sprzedał grunty, z upływem czasu poddali się również germanizacji. Przed wojną jedynym obywatelem czeskim był tu proboszcz Pavlik, który zgromadził wiele materiałów na temat historii Reivizu.
Jesienią 1945 roku wysiedlono obywateli niemieckich i pojawiło się tu kilka rodzin z Czech i Słowacji. W roku 47 przybyło 11 rodzin słowackich, które emigrowały z Rumunii. W 1949 rząd osiedlił tu 30 rodzin emigrantów z Grecji.
Przed drugą wojną Rejviz miał status gminy. Były to czasy burzliwego rozwoju. W 1924 roku była tu stacja benzynowa. Cztery lata później podłączono telefon. Były też dwa sklepy, szkoła, poczta i kasa oszczędnościowa. W roku 1926 pojawiła się elektryczność generowana w agregatach a 1931 wybudowano wodociąg, który funkcjonuje do dnia dzisiejszego.
{gallery}czechy/rejviz/pokaz{/gallery}
W czasach socjalizacji gmina została potraktowana jako pozbawiona perspektyw rolniczych. Miejscowość zmieniła się w ośrodek wypoczynkowy dla klasy robotniczej. Z upływem czasu większość mieszkańców migrowała.
Do dziś zachowało się wiele domów drewnianych, np. Pensjonat Rejviz, gdzie możemy podziwiać ciekawe eksponaty wyrzeźbione przez jednego z właścicieli - Alfreda Braunera.
Szlaki turystyczne
Zwiedzanie zaczynamy od parkingu przy pencjonacie "Reiviz". Odcinek prowadzący przez torfowiska u wejścia oznaczony jest znakami tylko dla pieszych. Ten kawałek rowerzyści muszą zwiedzić klasyczną metodą "z buta". Parkowanie oraz wejście do rezerwatu nie wymaga żadnych opłat, co w Polsce nie koniecznie jest takie oczywiste.
Długość trasy | 8 km |
Czas przejścia | 3,5 h |
Stopień trudności | łatwy |
Trasa, ze względu na ochronę przyrody oraz malo stabilne podłoże poprowadzona jest na specjalnych drewnianych pomostach, które osadzone są na palach. Szlaki w okolicach Rejviz są niezwykle malownicze. Wszędzie towarzyszy nam soczysta zieleń rodem z baśni. Tylko ciemne lustro wody wywołuje nastrój grozy i nie zachęca do schodzenia ze szlaku, co zresztą jest zabronione.
O torfowiskach krążą różne lokalne legendy. Jedna z nich mówi, że w miejscu torfowisk znajdowalo się niegdyś bogate miasteczko Hunogród, którego mieszkańcy słynęli z hulaszczego trybu życia. Bogactwa mieszkańców nie pochodziły z ciężkiej pracy, lecz płynęły z eksploatacji rzeki Opavy pełnej złotonośnych piasków. Gdy pewnego razu w Hunogrodzie pojawił się wędrowny kaznodzieja, mieszkańcy ani myśleli wysłuchać jego nauk, a tym bardziej porzucić cielesne uciechy. Uwięzili kaznodzieję, a potem go zamordowali i zakopali zwłoki na pobliskiej łące. Następnego dnia pasterz Gill wyprowadził na pastwisko bydło okolicznych gospodarzy. Gdy zgłodniał, wyjął z torby drugie śniadanie, ale znalazł tylko suchy chleb, gdyż gospodyni zapomniała omaścić go masełkiem. Pasterz zezłościł się okrutnie! Rzucił chleb na ziemię, zaczął kopać i okładać batem suche kromki oraz wszystko wokół nich, trafiając również na zakrwawione zwłoki kaznodziei, które w pewnym momencie jakby ożyły. Podniosła się ręka trupa i skierowała się w stronę Hunogrodu, a z pobliskiego lasu zabrzmiał ponury głos, który poinformował Gilla, że grzeszne miasto zostało przeklęte na wieki, a wraz z nim Gill za brak szacunku do chleba. W tym momencie rozpętała się straszliwa burza, a miasto zostało zalane czarnymi wodami jeziora, które się tu nagle pojawiło. Ten, kto nigdy nie zgrzeszył, ponoć jeszcze dziś może zobaczyć pod taflą jeziora wieżę hungrodzkiego kościioła. Pasterz Gill natomiast został skazany na wieczną włóczęgę po górach i mokradłach. Chodzi teraz zawsze głodny z pustą torbą i ostrzega napotkanych ludzi przed skutkami grzeszego życia.
Szlak za torfowiskiem wychodzi na asfaltową dróżkę z której intensywnie koszystają rowerzyści a zimą narciarze biegowi. Na poboczu znajdujemy drewniany przystanek dla turystów "Bublavy pramen" oraz drogowskazy. Korzystając z pięknej pogody postanawiamy zatrzymać się tu na chwilkę. Jest okazja zastanowić się nad dalszą trasą i spożyć conieco z plecaków. Tuż obok przepływa strumień, w którym namiętnie tapla się nasz pies. Z mapy wynika, że trzeba przejść na drugą stronę drogi i dalej piąć się pod górę. Tak czynimy po zwinięciu pikniku.
Teraz las robi się rzadszy podłoże wyraźniej suche. Zmienia się tez nieco roślinność. Po drodze, tuż przy szlaku spotykamy kilka ciekawych formacji skalnych stojących niemal jak pomniki wśrod otaczającej zieleni.
Osiągamy szczyt "Kazatelny" (925). W pewnym momencie docieramy do rozdroża, które nosi ślady pracy ciężkiego sprzętu do wycinki drzew. Miejsce to na mapie oznaczone jest jako "U Jestrabi chaty", co nie oznacza, że jest tu jakaś chata. Może kiedyś była ale obecnie znajduje się tylko drogowskaz.
Kierujemy się lekko w lewo za żółtymi znakami szlaku, aby zatoczyć okrąg, który umożliwi nam dotarcie do parkingu. Droga teraz zaczyna opadać w dół. Po dłuższej chwili dochodzimy do stumienia "Cerna Opava" który płynie dnem doliny. Przysiadamy chwilę przy strumieniu. Pies znowu oddaje się kąpielom. Przekraczamy mostek i skręcamy w prawo asfaltową drogą. Zmierzamy w kierunku drewnianego schronu turystycznego, który jest zwany Opavską chatą.
Wewnątrz jest całkiem czysto i sucho. Mimo, że z zewnątrz nie prezentuje się zbyt okazale, dach jest wykonany szczelnie i nawet wisi sznur do suszenia ciuchów. Podłoga ulokowana jest ponad gruntem, co daje dodatkową izolację od podłoża. Są też wrota, którymi można się odgrodzić od nieprzyjemnej aury. Śmiało można korzystać w kryzysowej sytuacji.
W południowo-wschodniej części osady, znajdują się ruiny warowni Kobersztein, wybudowanej w XIII wieku. Gród był częścią łańcucha granicznych wież strażniczych. W XVII wieku w Kobersztajnie osiedlili się rycerze-zbójnicy. Z racji tego, że robi sie późno postanawiamy zmienić plany i ruiny pozostawimy sobie na kolejną wycieczkę. Wracamy nieco w dół asfaltem który poprowadzi nas w kierunku Reiviz.
Po drodze zwiedzamy jeszcze cmentarz jeńców, którzy podczas II Wojny Światowej zmuszani byli do pracy w lokalnym obozie pracy. Byli to głównie Ukraińcy, którzy zostali wcieleni do Armii Czerwonej. W roku 1940 pojawili sie tu pierwsi jeńcy z Polski. Większość z nich zginęła z powodu trudnych warunków życia oraz epidemii tyfusu. Cmentarz został odnowiony w 1999 roku i znajduje się na liście zabytków.
Całość trasy obejmowała około 8 km i zajęła blisko 4 godziny marszu z postojami na wszytko co potrzebne jest turyście do szczęścia. Z Rejviz mamy również do dyspozycji fajną trasę na Złoty Chlum.
{jcomments on}