Tym razem wyprawa miała nieco bardziej dramatyczny charakter. Otóż ilość śniegu na początku trasy, a rzecz działa się w Sopotni Wielkiej, była kryzysowo mała. Oznaczało to dużą szansę niesienia nart przytroczonych do plecaka. Z każdym kilometrem drogi dojazdowej, rosły obawy o warunki. W Żywcu było + 4 stopnie. Później okazało się, że życie zwerfikowało temat śniegu i noszenia na plecach. Dodam, że nie miałem rezerwacji w żadnym ze schronisk a plan przewidywał nocowanie w górach.
Zima na szlaku w funkcji wiary i nadziei
Pierwsza ocena warunków śniegowych przywiodła na myśl skojarzenia, że będzie to wyjazd pod znakiem wiary i nadziei. O ile tydzień wcześniej śniegu na zboczach było mnóstwo i już od parkingu wyraźnie widoczne były zaspy, tak teraz spora ilośc roślinności wystawała spod mizernej i zeszklonej pokrywy śnieżnej. Stawiało to pod wątpliwość planowany zjazd przez las do samochodu. Jednym słowem było ryzyko wniesienia nart na szczyt a może i ich zniesienia. Wszystko zależalo od ... Ale co tam.
Kluczowe stało sie pytanie, czy prognozy z ostrzeżeniami pogodowymi się ziszczą. Portale bowiem i stacje radiowe ogłaszały nadejście śnieżycy, wichury, huraganu i innych kataklizmów podczas weekendu. Nie ukrywam, że bardzo na to liczyłem. Czytając później relacje z interwencji beskidzkiej grupy GOPR to rzeczywiście nie narzekali chłopcy na nudę. Tymczasem na starcie było cicho, bezwietrznie i bez opadów. Pozostała wiara i nadzieja.
W tym duchu, przypiąwszy narty do plecaka wyruszyłem z buta. Na okoliczność śniegu, który gdzieś tam czeka w większej ilości, foki zostały przy samochodzie podklejone do ślizgów nart. Jak już przyjdzie odpowiedni moment, pomyślałem, wystarczy odpiąć. Pójdzie sprawniej.
Trasa z Sopotni do Rysianki
Początek trasy prowadzi drogą wzdłuż strumienia o nazwie Sopotnia, aż do miejsca biwakowego, przed którym skręcamy w prawo i zaczynamy się piąć wąską ścieżką pod górę. Cały czas poruszamy się za znakami niebieskiego szlaku, który prowadzi do schroniska na Rysiance.
Ten odcinek szlaku, ze względu na małą szerokość, dużą ilość gałązek i sporą rozpiętość wystających z plecaka nart, określiłbym, jako mało sprzyjający narciarzowi skirutowemu. Niezliczoną ilość akrobacji wykonałem próbując uniknąć kolizji z różnej maści chaszczami (niezły fitness). Mogłem pójść przy polu biwakowym prosto, ale po co. Byłem tu latem. W owym czasie nie myślałem o gałązkach, które absolutnie nie przeszkadzają piechurowi. Pomijając element szarpaniny z pędami, trasa zimą była bardzo malownicza i warta przemierzenia.
W dolinie, po lewej stronie słychać było strumień. W pewnym momencie szlak przeciął drogę pożarową. Niemal natychmiast droga odbiła w las po przeciwnej stronie, by prowadzić dalej do góry.
Z każdym krokiem śniegu przybywało. Wyraźnie w wyższych partiach temperatura w ciągu dnia trzymała się poniżej zera.
Mapa - szlak z Sopotni do Hali Miziowej
Po kilku kilometrach wędrówki przez las, szlak wychodzi na prosty odcinek przecinki (zaznaczony na mapie linią przerywaną), który ciągnie się od poziomicy 950 m aż do schroniska na Rysiance.
O ile w lesie nie było ruchu turystycznego, tak na przecince można spotkać sporą ilośc narciarzy skiturowych. Oceiłem, że tu narty powinny wylądować na nogach. Trasa wyglądała wdzięcznie.
Schronisko Rysianka na trasie do Hali Miziowej
Dalej aby znaleźć chwilę wytchnienia w schronisku na Rysiance, wystarczyło pokonać jakieś 100 m przewyższenia. Chwilę to zajęło ale mialem okazję, stosownie do daty, spotkać wewnątrz "trzech króli".
Szlak z Rysianki doHali Miziowej
Minęła godzina szesnasta trzydzieści a z wichury i śnieżycy nici. Niepocieszony z tego tytułu ruszyłem dalej. Powoli zmierzchało. Do Hali Miziowej w zależności odwarunków jest z Rysianki 2-3 godziny marszu. Nachylenie terenu w tym kierunku nie pozwala na zjazdy. Trzeba szurać. Drodze towarzyszyły piękne połacie puszystego śniegu.
Schronisko na Hali Miziowej
Zmierzch nadszedł szybko. Schronisko na Hali Miziowej czekało ukryte w mroku. Po drodze z Rysianki, w ciemnościach minąłem cztery osoby bez oświetlenia. Około godziny osiemnastej przyszła oczekiwana pogoda. Sypnął śnieg i zaczęło wiać. Pomyślałem "oby tak do rana".
Nie miałem rezerwacji, tylko śpiwór. Skończyło się kulturalną glebą.
Ranek przynisósł pozytywne wieści. Marzenia się spełniają. Spadło 15cm puchu. Dodatkowo wiatr pozostawił depozyty. Można śmigać w dół. Szybkie śniadanie, nabicie termosu i w trasę. Był plan wejścia na Pilsko ale u góry wystąpił znakomity brak widoczności. Szkoda się wspinać aby zobaczyć nic. Z Pilska byłby inny plan zjazdu. Zatem poszedł w ruch plan B.
Trasa powrotna wiodła do połowy zielonym szlakiem do Sopotni. Dalej skrótem pomiędzy świerkami dodolinki (tu było dość ciasno). Następnie super zjazd pomiędzy zboczami wzdłuż strumienia. Po dojechaniu do drogi pożarowej, jej traktem aż do mostu nad strumieniem Sopotnia.
Dojazd do szlaku - parking Sopotnia
Miejsce parkowania dobrałem tak, aby można było wygodnie dotrzeć do wozu - czytaj "na nartach", w rozumieniu maksymalnie z górki. Układ poziomic na mapie wskazywał istnienie kilku potencjalnych tras, przy założeniu, że sypnie śniegiem. Ale przecież miało sypnąć. w skrócie, należało jechać wgłąb doliny, wzdłuż niebieskiego szlaku, najdalej jak się da. Na końcu znajduje się parking na kilkanaście samochodów (w niedziele okrutnie oblegany - trzeba być wczesnym rankiem)