Tym razem jedziemy do Sławięcic lub bardziej przez Sławięcice. Po drodze zgarniamy resztę ekipy. Plan obejmuje trochę pedałowania i zakończenie przy grillu. Pogoda jest sprzyjająca, zatem łączymy przyjemne z przyjemnym. Iwonka jak zwykle zasuwa przodem, że nie można jej dogonić. Dokąd jej tak spieszno?
Pierwszy punkt zborny ustalono w Leśnicy na wiadukcie kolejowym, gdzie czekaliśmy chwilę na Jadzię i Jarka. Razem ruszamy przez pola w kierunku Lichyni i dalej Zalesia. Grzało okrutnnie, co zmotywowało nas do krótkiego postoju na przeciw kościoła w Zalesiu, po czym ruszylismy dalej w kierunku Sławięcic.
Są tam dobre lody. Dziewczyny ostrzą sobie na nie zęby od dłuższego czasu, zatem był nam pisany kolejny postój. Kontrolnie dzwonimy do Jakuba, który przygotowuje sprzęt do wyjazdu. Mamy się spotkać dalej na trasie. Lody okazały się rzeczywiście puszne.
Aby nie czekać, zwiedziliśmy jeszcze park w Sawięcicach i ruszyliśmy w kierunku grilla. W następnej miejscowości udało się dogonić Jakuba i Ingę. Postanowiliśmy ruszyć przez las. Trochę na skróty i na tzw. czuja. Wjechaliśmy w chaszcze okrutne, gdzie Iwonka straciła część przedniego błotnika. Poza tym obyło się bez większych strat i dotarlismy bezpiecznie na grilowisko. Cała trasa mierzyła 33 km.