Szlak na Czantorię

Wjeżdżając kolejką linową z Ustronia - Jaszowca pod Czantorię, przed pójściem na jej szczyt, warto zajrzeć do sokolarni „Anatum” na polanie Stokłosica. Tuż przy sokolarni jest czerwony szlak prowadzący do Ustronia. Tam za szczelnym ogrodzeniem, skutecznie zasłaniającym widok na zewnątrz, zgromadzono sporą ilość drapieżnych ptaków znanych nie tylko z naszego nieba.

Puchacz CzantoriaSokolarnia jest również ośrodkiem rehabilitacyjnym dla ptaków drapieżnych. Prowadzi się tu również  hodowlę niektórych gatunków. Spotkamy tu sowy, jastrzębie i sokoły. Część ptaków została ułożona z wykorzystaniem metod sokolniczych. Dla wielu z nich pobyt w sokolarni to możliwość rehabilitacji po wypadkach jakich uległy. Ptaki są oswojone z widokiem ludzi i pozornie obojętnie patrzą na zwiedzających. Nie wolno ich płoszyć, tak więc ostrożnie i z szacunkiem uwieczniam ich na karcie pamięci aparatu fotograficznego. W zasadzie, każdy ptak ładnie pozuje do zdjęć.  Wyjątkiem jest uparty orzeł bielik, który, dość długo pokazywał mi tylną cześć swojego upierzenia. Bielik, mimo wciąż pokutującego przekonania nie jest orłem, należy do rodziny jastrzębiowatych.

Orzeł Bielik CzantoriaPobyt w sokolarni można sfinalizować pamiątką w postaci zdjęcia z sokołem. Pracownik podaje nam na rękawicy ptaka i już przez chwilę stajemy się sokolnikiem. W 2014 roku, wstęp do sokolarni kosztował 6 zł, a zdjęcie z ptakiem, 10 zł. Początkowo, widok ptaków przywiązanych rzemieniem do palików, niezbyt dobrze się kojarzy. Świadomość, że w większości zostały uratowane, może były znalezione pod gniazdem, uległy wypadkom… a teraz mają opiekę i możliwość hodowli, to jednak można uznać, że być może w pierwszym odczuciu, jest to zło , ale konieczne, bo ptaki przeżyły swoje tragedie i tutaj otrzymały szansę przeżycia. Poza tym, są oswojone z widokiem ludzi, i gdyby któryś z nich w jakiś sposób uwolnił się i odleciał, to niechybnie znów znalazłby się w niebezpieczeństwie, nie radziłby  sobie w środowisku naturalnym, czy ufając ludziom, naraziłby się na upolowanie z rąk kogoś nie szanującego natury. Oglądając te piękne ptaki, i to z bardzo bliska (w zasadzie można tam krążyć bez limitu czasowego, szczególnie gdy nie ma kolejki pod furtką), za każdym razem można zauważyć coś nowego. Sowa puchacz, faktycznie jak na jej miano przystało, potrafi się napuszyć, a jej głowa, może przypominać głowę domowego mruczka z reklamy kociej karmy. Pustułka zaś, zaprezentowała inną ciekawą rzecz dotyczącą ptaków. Odwrócona tyłem i tak bacznie obserwowała co robią ludzie. Chyba jest to cecha wszystkich ptaków, potrzebna do ochrony i obserwacji okolicy. Po którejś z rzędu rundzie dookoła wybiegów, miałem dobre zdjęcia każdego ptaka. Nie każdy ptak od razu był gotowy do zdjęć, a w końcu, chyba za piątym podejściem,  nasz herbowy ptak  zapozował do zdjęcia tak jak potrafi, po królewsku - pięknie i dostojnie.

Wieża widokowa CzantoriaZ sokolarni udajemy się w mało męcząca trasę na szczyt Czantorii. Tłumy turystów, nie zawsze dobrze ubranych na spacer w górach, pozdrawiają się mijając. Grzecznie odpowiadam na pozdrowienia, przy okazji mam ubaw, widząc w czym wielu z nich chodzi w górach. Klapki plażowe, buty na obcasie, niektóre to tzw. szpilki, a przecież kamieniste szlaki, nawet tak wygodne jak ten, z górnej stacji wyciągu na Czantorię - również bywają zdradliwe. Wystarczy jedno pechowe stąpnięcie i jest wołanie o ratunek. Po półgodzinnym spacerze docieramy na szczyt Czantorii. Jest tam wieża widokowa, znajdująca się po czeskiej stronie kamienia granicznego. Na wieżę, za opłatą w obu narodowych walutach, można wejść i popatrzeć na naszą i czeską stronę Beskidów.

SchroniskoZ pod wieży, jeden ze szlaków prowadzi w stronę Małej Czantorii. Jest to dawna droga graniczna. Łatwą i szeroką drogą docieramy do czeskiego schroniska przy granicy. Ten ładny budynek szpecą jednak tablice z zakazami. Nie wolno wielu rzeczy, m.in: pić swoich napoi, jeść swoich kanapek, słowem, zakaz za zakazie. Owszem, w plecaku obok swetra, mam butelkę wody i jakąś kanapkę, zabraną w razie potrzeby gdybym zgłodniał, ale - jeśli jest na szlaku jakieś miejsce z jedzonkiem, to  wybieram opcję zakupu czegoś gorącego, kanapkę zostawiając na czarną godzinę. Jak zakazy to zakazy, nawet nie sprawdzam czy wolno siedzieć koło schroniska, dobrze, że w pobliżu jest Ranczo. Zataczam łuk i podążam w jego kierunku. Jakoś nie lubię tablic z zakazami.

RanczoNasz bar jest dużo mniejszy, ale za to bez tablic z zakazami. Znajduje się przy samym lesie po polskiej stronie drogi, lekko na stoku. Swojskie zapaszki i Golec uOrkiestra przyciągały uwagę. Jadłospis był na zewnątrz, bez fajerwerków, przystępny. Głodny nie byłem, więc jedynie przysiadłem na ławie nieopodal grilla bawarskiego, by chwilkę posiedzieć i powdychać powietrza przesiąkniętego zapachem świerków. Doczepić się można jedynie do nazwy Ranczo, jakoś mało beskidzka jest ta nazwa.

BakuleOd Ranczo, prowadzi już ładniejszy pod względem widoków szlak, pod górną stację wyciągu na Małą Czantorię. Po minięciu lasu, po prawej roztacza się widok na Ustroń, a w dolinie widać Bakule, stary szałas pasterski. Jeszcze ostro w dół i jestem koło wyciągu. Wyciąg prowadzi do Ustronia - Poniwca i nawet gdyby był czynny (we wrześniu), na niewiele by się zdał, gdyż samochód czeka parę ładnych kilometrów dalej, w Jaszowcu. Lepiej wracać tam skąd się przyszło. Pogoda nad Ustroniem zwiastuje deszcz, więc czas wracać. Trasa zabrała mi jakieś dwie godziny, z wejściem na wieżę, odpoczynkiem przy schronisku, przystawaniem na fotografowanie okolicy. Jest łatwa i prowadzi szerokim szlakiem. Słowem, rekreacja. Przy górnej stacji wyciągu na Czantorię, obok sokolarni, znajduje się również inna atrakcja dla turystów. Jest nią letni tor saneczkowy. W razie tłoku do wyciągu, można z niego skorzystać. Jest to zawsze to okazja, do wypróbowania swojej odwagi na kilku fajnych zakrętach, jakimi zaskakuje ten tor. A że życie jest krótkie, to nie żal było kilku złotych i naprawdę - zjazd podnosi adrenalinę. Kolejka do wyciągu jakby nie malała…a co mi tam ! jeszcze raz zjadę !

 

Tekst i zdjęcia: SL