ladek

Obmyślając plan na jednodniową wycieczkę, przypomniała mi się obietnica złożona koledze fotografującemu cerkwie i kapliczki, które spotyka na swoich rowerowych trasach po Podkarpaciu. Mój wybór padł na Lądek Zdrój, tam była najbliższa kaplica poświęcona patronowi mojego kolegi.

Javornik

W wycieczce ma mi towarzyszyć, kolega poznany na jednym z portali fotograficznych, który podobnie jak ja chce poznać nowe miejsca na mapie naszego kraju. Odkąd znikły granice, my mieszkańcy opolskiego, mamy ciekawą, alternatywną trasę do Kotliny kłodzkiej, wiodącą przez Javornik i omijającą wiecznie zakorkowaną Nysę. Wystarczy przekroczyć granicę w Głuchołazach i jadąc czeską drogą wzdłuż granicy, można podziwiać piękne krajobrazy, zapominając o tłoku na drodze. W Javorniku, znanym z zamku biskupów wrocławskich, gdzie po 1766 roku osiadł Philipp Gotthard von Schaffgotsch, biskup, przeciwnik nowych porządków na Śląsku, który po 3 wojnach śląskich i wojnie siedmioletniej, niemal w całości wszedł w granice Królestwa Pruskiego. Ale nie o zamku Jánský vrch, który góruje nad miastem Javornik będzie dziś mowa.

kaplica

Podziwiając go, kierujemy się krętą i wąską drogą w stronę przełęczy lądeckiej, by dojechać do celu podróży. Po drodze mamy przedsmak pięknych widoków, które na nas czekają, a przy byłej strażnicy czeskich pograniczników, w pogodny dzień, można ujrzeć piękny widok na dolinę, gdzie w oddali srebrzą się jeziora nyskie. W Lądku, bez problemów kierujemy się do części zdrojowej, gdzie zostawiamy samochód i uzbrojeni w sprzęt fotograficzny ruszamy na łowy. Już pierwszy napotkany budynek w sanatorium - Zdrój „Wojciech”, zatrzymuje nas i pięknie pozuje do kadru. Ciekawa bryła XVII wiecznej, barokowej budowli przypomina wielki pałac i przyciąga oko nie tylko naszych aparatów. Interesująca mnie kaplica św. Jerzego czeka jeszcze na odkrycie, musimy znaleźć drogę do niej. Z pomocą przychodzi nam monter, który właśnie coś naprawiał przy lampie ulicznej. Szczęśliwy że spełnię obietnicę, mam ją wreszcie przed sobą. Pierwsze zdjęcia nie są zadowalające, mocne majowe słońce nieco przeszkadza w dobrych ujęciach, a sama kaplica, mimo widocznego odnowienia, ma już ślady współczesnej cywilizacji w postaci mało ciekawego graffiti. Wokół niej trwają jakieś prace przy alejkach parkowych, słowem – trafiliśmy na mały plac budowy.

kryty_mostPostanawiamy że jeszcze tu wrócimy poszukać innych ujęć, nie tylko samej kaplicy ale i starej wieży zegarowej, dzwonnicy. Bramą z płaskorzeźbą św. Jerzego, oficjalnego patrona miasta, kierujemy się w stronę centrum miasta. Tym razem kolejnym naszym celem jest kryty most nad Białą Lądecką. Pilnując rzeki, trafiamy na niego bez problemu. Tym razem most pięknie nam pozuje, a my okrążamy jego okolicę by znaleźć jeszcze więcej ciekawych obiektów do sfotografowania. Przy okazji robienia zdjęć widzimy, że miasto mimo że zachowało wiele ciekawych starych budynków, sprawia wrażenie zaniedbanego. Cóż, Lądek, przedwojenna perła wśród kłodzkich uzdrowisk, teraz jakby był w uśpieniu i wciąż czekał na swoje lepsze dni. Po drodze do rynku zbliżamy się do tajemniczej wieży, cóż to może być? baszta? …nie, to smutne ruiny kościoła ewangelickiego. Zatrzymujemy się przy nich na chwilę. Do kolekcji wpada kolumna orańska i rzeźba Chrystusa z bocznej ściany kościoła.

trojcaRuszamy dalej. Uff, jest i rynek. Tutaj spędzimy więcej czasu, wszak trzeba uwiecznić na pamiątkę jak najwięcej zdjęć z każdego miejsca na rynku. Ratusz, pręgież z XVI wieku, kolumna wotywna Trójcy Świętej, każdy z nas jest zajęty swoimi obrazami i w milczeniu fotografuje, jedynie czasem spojrzymy na siebie, by się nie zgubić .

kosciol

Rynek jest piękny, prawie każdy dom „patrzy” na nas wiekowymi fasadami. Pod arkadami widzę oznaki utrzymującej się na murach wilgoci. Ciemne, schowane przed słońcem zaułki narażone są na atak pleśni. Nasyceni widokami i zdjęciami z rynku, idziemy w stronę wieży kościoła katolickiego, który widać z jednej z bocznych ulic prowadzących do rynku.

Kościół, wewnątrz którego znajdują się figury dłuta Michaela Klahra, pięknie prezentuje się w słońcu. Na ścianie kościoła, zauważamy tablice upamiętniające poległych w 1 wojnie światowej z listą mieszkańców Lądka. Na Dolnym Śląsku to rzadkość, po 1945 roku niemal wszystkie zostały zniszczone jako świadectwo po znienawidzonym wrogu. Wracamy do rynku.

most gotycki lądekChcemy jeszcze raz spojrzeć na niego i dorobić nieco zdjęć, a przy okazji szukamy mostu gotyckiego, który gdzieś w jego okolicy spina dwa brzegi Białej Lądeckiej. Jakaś niemiecka grupa turystów przez chwilę „przeszkadza” nam przy kolumnie Trójcy, ale dla mnie to dobry znak, dzięki nim trafimy na most z Nepomukiem. Podsłuchując przewodnika, nie mylę się, idą w jego kierunku. Ruszamy za nimi. Nepomuk na moście wita nas odnowionym obliczem, jest piękny. Na nasze szczęście turyści długo przy nim nie pobyli, wiec my mamy teraz chwilę na sesję z św. Janem Nepomucenem, który dostojnie pozuje nam do kolejnych ujęć. Po drugiej stronie mostu, znajduję miejsce gdzie schodzę bliżej rzeki. Za barierką wypatrzyłem fajny kadr z mostem w roli głównej. Patrząc na ten most, zbudowany z kamienia łączonego zaprawą, w której wykorzystano kurze jajka (tak w dawnych czasach budowano), aż trudno uwierzyć że ani jedna powódź nie uszkodziła go przez prawie 400 lat istnienia. Tajemnica tkwi jednak w konstrukcji mostu i kształcie filarów, które stawiają minimalny opór wysokiej wodzie. Drogą wzdłuż rzeki, wracamy w stronę Zdroju. Jeszcze raz idziemy do parku i kaplicy św. Jerzego. Teraz możemy sfotografować wypatrzone rano ujęcia. Przy kaplicy, również pięknie pozuje nam sąsiednia wieża zegarowa (dawna dzwonnica). Dalej idziemy w stronę zdroju Wojciech spróbować tamtejszej wody. W środku, już przy kranach, małe zaskoczenie. Woda jest nieprzyjemnie ciepła. A może tylko trzeba ją nieco spuścić z nagrzanych rur ? No tak, chyba nic to nie da, a ponieważ pragnienie jest silniejsze, to pijemy taką jaka leci.

5

Później, już w domu dowiaduję się z internetu, że ta woda inna nie będzie, ma temperaturę bliską 30 stopni. Ale za to jest bardzo zdrowa. No tak, nie ma to jak „wujek google”, on wszystko wytłumaczy. Spacerując po parku zdrojowym w okolicy „Wojciecha”, natrafiamy na źródło groźnie nazwane - Chrobry. Jak zwykle u mnie, tam też muszę zamoczyć usta. Niestety, nie był to dobry pomysł, woda w smaku nie należy do moich ulubionych, ale podobnie jak w przypadku tych „Wojciechowych” wód, w domu dowiedziałem się dlaczego.

Za zdrojem „Wojciech”, zaintrygował mnie budynek z wieżą. Może jest to w końcu jakiś zamek. Fotografuję. Wygląda ciekawie, ale nie jest to zamkowa baszta. To komin, zamaskowany w takich sposób by nie psuł ogólnego widoku w części zdrojowej. No tak, mieli dawniej szacunek dla krajobrazu. Nawet komin dopasowano wyglądem do reszty budynków zdrojowych. Nieco dalej, kierując się w stronę dyrekcji uzdrowiska rośnie dąb, i to jaki dąb! Stary, rosły, przepasany skórzanym pasem niczym brzuch olbrzyma. Pas chroni pień drzewa, a my mamy kolejne fotografie do kolekcji.

Nepomucen_bolesławów

Czas na powrót do domu, ale zanim wrócimy, kierujemy się do Bolesławic, które jeszcze w XIX wieku były górniczym miasteczkiem, a gdzie na dawnym rynku, znajdują się barokowe figury dłuta Michaela Klahra (lub z jego warsztatu), rzeźbiarza z kotliny kłodzkiej, autora kolumny Trójcy św. na lądeckim rynku (w rynku znajduje się dom tego rzeźbiarza, obecnie jest tam muzeum poświęcone jego twórczości), które również zamierzamy uwiecznić w naszych kolekcjach. To dawne górnicze miasteczko, nieopodal gór bialskich warte jest odwiedzenia, szczególnie z powodu wymienionych zabytków.

Bolesławów

Piękny kościół pod wezwaniem św. Oblubieńca (Oblata) i stary cmentarz przy nim, i figura św. Jana Nepomucena przy wjeździe do wsi, (również z warsztatu Michaela Klahra) to kolejna gratka dla miłośników dawnej historii. Opuszczając tą senną wieś, obiecujemy sobie, że jeszcze tu wrócimy, choćby dla pięknych sudeckich widoków, ale także dla Kletna i sąsiednich wsi gdzie wciąż kryją się ciekawe obiekty do sfotografowania. Czas na powrót do domu, a tam, przegląd zrobionych zdjęć i snucie planów kolejnej wyprawy, przecież jest tyle fajnych miejsc do zwiedzenia w bliższej i dalszej okolicy.