Niedaleko polskiej granicy, w tzw. worku osobłodzkim znajduje się malowniczo położony zamek Dívčí Hrad (pol. Dziewczęcy Gród, niem. Maidelberg). Znajduje się on we wsi o tej samej nazwie, leżącej geograficznie na Śląsku, jednak w przeszłości politycznie należącej do Moraw, jako jedna z wielu enklaw morawskich na tych terenach.
Odwiedzenie tego miejsca możemy zaplanować przy okazji wyprawy w serce Gór Opawskich, czyli do Zlatych Hor, Jarnołtówka czy Głuchołaz. Zamiast jechać przez Prudnik, proponujemy ciekawszą i co ważne mniej ruchliwą drogę w malowniczej okolicy. Docierając do Prudnika, kierujemy się drogą krajową nr 41 do Trzebini i wjeżdżamy do Czech. Tam z głównej drogi, kierujemy się do miejscowości Vysoka i dalej w kierunku na Zivotice i Sadek do miejscowości Dívčí Hrad. W centrum wsi kierujemy się znakami turystycznymi do zamku położonego po prawej stronie drogi na wysokim zalesionym wzgórzu. Mijamy rzekę Osłobogę, a droga wiedzie wąwozem między wzgórzami i tuż za nim kierując się w lewo przy figurze św. Jana Nepomucena, można skręcić w drogę prowadząca pod sam zamek. Ponieważ droga do zamku jest wąska, proponujemy zostawić auto przy warsztacie mechanicznym znajdującym się nieco dalej, gdzie w okolicy ciekawej kolumny poświęconej poległym mieszkańcom wsi w 1 wojnie światowej jest nieco miejsca by zaparkować nasz samochód.
Historia tego miejsca zaczyna się w 1267 roku. Po rozpadzie księstwa opawskiego w roku 1377, zamek należał do książąt śląskich z linii opolskiej, a później do właścicieli Vrbna pod Pradedem. W czasie wojen czesko – węgierskich, jakie toczyły się w drugiej połowie XV wieku, stanowił oparcie dla wojsk popierających króla czeskiego, jedynego husyty na czeskim tronie – Jerzego z Podiebradów. Zdobyty został w 1474 roku przez oddziały króla Macieja Korwina i następnie zburzony. Obecna - renesansowa budowla, została wybudowana w tym miejscu niemal od podstaw sto lat później, po poprzednich obiektach pozostały jedynie ślady fosy od strony zewnętrznej i resztki kamiennego muru obwodowego. Sam zamek znajduje się w środkowej części założenia składającego się z budynku bramnego i spichlerza. Zbudowany jest na planie czworoboku i posiada cztery narożne wieże. Zamek został wybudowany po roku 1573 przez Hynka Bruntalskiego z Vrba, ale dokończenie budowy mogło już mieć miejsce za czasów rodziny Sedlnickich, do której do 1624 r. należał zamek. Od klęski wojsk czeskich pod Białą Górą w 1621 r. po której nastąpił upadek państwa czeskiego, elity narodowe właściwie przestały istnieć, a zwycięzcy dosłownie „zgarnęli wszystko”. Nastąpił okres germanizacji w całych Czechach, o tyle łatwy, że część ocalałej czeskiej szlachty, która nie chciała przejść na katolicyzm, lub wcześniej organizowała powstanie antyhabsburskie, była pozbawiana swych majątków i aby ratować życie, szukała schronienia przeważnie na protestanckiej części Śląska lub nawet w Rzeczpospolitej, gdzie istniała duża tolerancja religijna (bracia czescy). Miejsce czeskiej szlachty zajęli książęta i baronowie - wierni poddani niemieckiego cesarza rzymskiego z dynastii Habsburgów.
Po tej krwawej wojnie, niemal całkowicie zanikł czeski język i jedynie prosty lud zachował go w powszechnym użyciu. W ramach rekatolizacji tych terenów, zamek Dívčí Hrad został przez cesarza podarowany zakonowi rycerskiemu Najświętszej Marii Panny, władającym w księstwie z siedzibą w Bruntalu. My ów zakon znamy z bitwy pod Grunwaldem, a później z wieloletniej wojny, w której nota bene, przy wydatnej pomocy wojsk czeskich zwyciężyliśmy. Do „Krzyżaków” zamek należał do 1768 roku, a następnie został sprzedany innemu zakonowi – joannitom. Po pierwszej wojnie światowej zamek znalazł się w odrodzonym państwie Czechów i Słowaków (Czechosłowacji), jednak te tereny, w większości zdominowane przez ludność niemiecką, najpierw dążyły do połącznia z Austrią jako kraj sudecki, a gdy w Wersalu zignorowano tą kwestię , dopiero po układzie monachijskim znalazły się w granicach Niemiec. W czasie 2 wojny światowej w Dívčím Hradzie, hitlerowcy schowali kilkadziesiąt tysięcy średniowiecznych rękopisów i starodruków, zwiezionych tutaj z krajów nadbałtyckich. W okresie powojennym, w czasie polsko-czeskich sporów granicznych, istniał projekt by, w ramach regulacji granicy te tereny weszły w skład państwa polskiego. Patrząc jednak na los pobliskiego zamku w Łące Prudnickiej, być może jest lepiej że do tego nie doszło.
Zamek stanowi jeden z ciekawszych przykładów budowli czysto renesansowych na naszym pograniczu. Dzisiaj znajdują się tam magazyny farmaceutyczne, wejście na dziedziniec strzeże solidna brama i szereg tabliczek informujących o różnych zakazach. Ponoć jest możliwość wejścia, jednak w czasie mojego pobytu tam, nie było nikogo w pobliżu by się zapytać jak można zobaczyć sam zamek, z zewnątrz szczelnie strzeżony przez gęsty las. Istnieją fotografie pokazujące budynek w pełnej okazałości, ale mi taka sztuka się nie udała. Może następnym razem będzie łatwiej. Zamek jakoś udało mi się sfotografować, poruszając się po stromym wzgórzu i szukając wolnej przestrzeni między bezlistnymi jeszcze drzewami. Nawet na pole z prawej strony zamku był zakaz wstępu. Stosowna tablica była przymocowana do okazałego drzewa. Ten zakaz przez chwilę naruszyłem. Na pożegnanie fotografuję jeszcze Nepomuka przy drodze do zamku i wracam do drogi którą tu przybyłem.
Na skrzyżowaniu za wsią Vysoka, skręcam w drogę nr 457 która wiedzie do Zlatych Hor. Poruszając się nią mijamy piękne widoki na Góry Opawskie. Kolejny przystanek zaplanowałem w Jindřichovie ve Slezsku. Tuż przy drodze w środku miejscowości, znajduje się tam barokowy pałac z pierwszej połowy XVII wieku. Pierwszymi właścicielami pałacu, była jedna z zamożniejszych w tej części Śląska rodzina Hodickich z Hodic. Pierwotna budowla posiadała jeszcze wiele elementów renesansowych, jak chociażby znajdujące się po dwóch stronach dziedzińca arkady. Z tego okresu zachowały się do dzisiaj jedynie część założeń parterowej części dawnego zamku i znajdujące się tam sklepienia. Pozostała część została zniszczona podczas tragicznego pożaru całej wsi, jaki wybuchł w 1844 r.
Dzisiejszy pałac w Jindřichovie, jest budowlą zaprojektowaną i wykonaną przez Józefa z Bartensteinu. W myśl jego założeń górna część pałacu ma obecnie klasycystyczny charakter, z charakterystycznymi dla tego stylu oknami i balkonami, oraz całością fasady. Niestety, podczas remontu jaki przeprowadzono w latach po 2 wojnie światowej zniszczono wiele historycznych detali. Dzisiaj w zamku mieści się ośrodek dla młodzieży. Bardzo interesujący jest również okalający zamek park, stworzony pierwotnie w stylu angielskim. Park, jeszcze do niedawna był bardzo bogaty w różnorodne okazy drzew, zasadzone po jego modernizacji w końcu XIX wieku, niestety większość z nich nie dotrwała do dnia dzisiejszego. Tuż przy ogrodzeniu pałacu można podziwiać nieco zaniedbaną - zabytkową figurę św.Krzysztofa. Przy pałacu, po drugiej stronie ulicy tuż nad przepływającą tam Osobłogą, możemy zobaczyć dziesięciometrową kolumnę Maryjną (tak zwaną morową, na wspomnienie klęski epidemii dżumy dziesiątkującą te tereny po wojnie 30 letniej) z 1757 r., dłuta Vaclava Henischa z Krnova. Kolumnę ufundowała dziedziczka wsi - hrabina Kordula Bartenstein. Projekt architektoniczny jest autorstwem krnovskiego budowniczego, niejakiego Gansa. W kartuszach herbowych widać herb rodziny Bartenstein. Płaskorzeźby na postumencie przedstawiają św. Jana Nepomucena, św. Rosalię, św. Teresę i wskrzeszenie Łazarza. Kolumna jest ozdobiona rzeźbami świętych: Sebastiana, Rocha, Ignacego i Karola Boromeusza.
W Jindřichovie warty zobaczenia jest również kościół parafialny św. Mikołaja. Ta pierwotnie barokowa trójnawowa budowla zniszczona została podczas wspomnianego już pożaru w 1844 r. Dzisiejszy kościół został postawiony w stylu empir. Przy jego portalu znajduje się XVII - wieczna płyta nagrobna trójki dzieci właścicieli pałacu. Jej czeski tekst przypomina nam o czesko - morawskim charakterze tych terenów, otoczonych przez czysto niemieckie wsie. W Jindřichovie znajduje się stacja na linii kolejowej do Mikulovic prowadzącej przez Głuchołazy.
Dalsza nasza droga biegnie przez Janov i Petrovice, gdzie w Janov mijamy kolejny pomnik poległych w 1 wojnie światowej, - odrestaurowany za unijne pieniądze, a następnie wspinamy się krętą szosą przez przełęcz Petrove Boudy pod Kopą Biskupią, z której widzimy już Zlate Hory, których malowniczy widok na tyle przyciąga oczy, że szukam miejsca na krótki postój by go sfotografować. W Zlatych Horach czas na kolejny postój. Malownicze kamieniczki starego miasta przyciągają uwagę. Mimo że naturalnie do Polski jechało się zawsze przez przejście graniczne w Konradowie, to obecnie do naszego kraju można wjechać już za Zlatymi Horami , kierując się w stronę Jarnołtówka przez Skowronków, przysiołek Jarnołtówka przyłączony do naszego kraju w czasie jednej z ostatnich korekt granic.
Wąski asfalt jeszcze kilka lat temu straszył dziurami, ale obecnie bez niespodzianek zaprowadzi nas w okolice tamy w Jarnołtówku i dalej do centrum wsi. Od niedawna tama na Złotym Potoku jest strzeżona zamkniętą bramką, szkoda, bo widoki z jej korony były znakomite. Cóż , pozostały archiwalne zdjęcia , ale względy bezpieczeństwa są w pełni zrozumiałe. Nigdy nie wiadomo kto tam się znajdzie i co takiej osobie przyjdzie do głowy. Z Jarnołtówka kierujemy się przez Pokrzywnę do Moszczanki, gdzie znajduje się malowniczy wiadukt kolejowy na wspomnianej wyżej lini do Mikulovic i kierujemy się do drogi krajowej nr 40 we wsi Łąka Prudnicka. Skręcamy w prawo na Prudnik. W centrum wsi tuż przy przystanku autobusowym stoi jeden z najstarszych posągów Jana Nepomucena w województwie opolskim. Jednak nie piękny Nepomuk, ale znajdujący się naprzeciwko niego zamek jest obiektem naszego zainteresowania.
W miesiącach letnich jest trudny do zauważenia z powodu bujnych drzew zasłaniających widok od strony drogi. Gęste listowie zasłania ruinę która powstała już po 1945 roku, po zasiedleniu tych terenów przez naszych rodaków. Początki wsi przypadają na okres po roku 1241 roku, kiedy miała miejsce kolonizacja tych terenów przez biskupów wrocławskich po spustoszeniu jakie dokonał najazd tatarski. Sama wieś leżała tuż przy tak zwanej przesiece śląskiej, leśnego wału pierwotnej puszczy dzielącej Śląsk na dolny i górny. W XIV wieku wieś wraz z Prudnikiem trafia w ręce książąt niemodlińskich z opolskiej linii Piastów śląskich. Te tereny do 1337 r znajdowały się w granicach czeskich Moraw i księstwa opawskiego. W 1337 r. król czeski Jan Luksemburczyk odkupił od Albrechta z Fulštejnu Ziemię Prudnicką i przekazał ją wraz z miastem Prudnik księciu niemodlińskiemu Bolesławowi Pierworodnemu. Od tego czasu okolice Prudnika a więc i Łąka Prudnicka, stała się dziedziczną posiadłością Piastów Opolskich, lenników czeskiego władcy i częścią księstwa opolskiego i opolsko-raciborskiego. Prawdopodobnie w XV wieku powstaje tu murowany zamek. W roku 1481 kasztelanię prudnicką wraz z Łąką kupił rycerski ród von Wurben.
W roku 1592 wieku wieś stała się własnością rodziny Tschentschau-Mettich. Nowi właściciele w kilku etapach przebudowali zamek zgodnie z ówczesną modą na renesansową rezydencję. Powstało czteroskrzydłowe założenie z wewnętrznym dziedzińcem. Budynki były dwukondygnacyjne częściowo podpiwniczone. Elewacje ozdobiono dekoracją sgraffitową. Brama z sienią przejazdową znajdowała się w skrzydle południowym. Mettichowie byli protestantami, ale jednocześnie wiernymi poddanymi katolickiego cesarza, który w uznaniu ich zasług w 1605 roku nadał Joachimowi Mettichowi tytuł barona. Pod koniec swego życia Mettich przeszedł na katolicyzm i zbudował w północnej części skrzydła wschodniego kaplicę. Zamek w Łące Prudnickiej należał do rodziny Mettich aż do roku 1825 będąc centrum ich dóbr. Po roku 1825 zamek kilkukrotnie zmienił właściciela. W roku 1830 Łąkę Prudnicką, która od 1742 roku nosiła nazwę Łąka Hrabiowska odkupił wywodzący się z morawskiej szlachty Johann Karl Sedlnitzky-Odrowaz von Choltitz. Około roku 1840 wyburzona została zamkowa kaplica. W latach 1875-83 miała miejsce neogotycka przebudowa. Wzniesiona została wtedy w narożniku południowozachodnim kwadratowa wieża. Ostatnim właścicielem zamku był Herman von Choltitz, starosta powiatu prudnickiego. Jego syn - Dietrich, zasłynął z bezkompromisowości w 2 wojnie światowej. Już podczas zajmowania Holandii był odpowiedzialny za ultimatuim dane obrońcom Rotterdamu, gdzie na skutek ich odmowy zbombardowano to miasto, niszcząc całe jego połacie. Był to pierwszy taki niszczycielski nalot na miasto w zachodniej Europie w 2 wojnie światowej. Następnie zasłynął podczas krwawych walk na Krymie. Awansowany na wojennego komendanta Paryża miał bronić miasto do końca przed aliantami. Niestety, wbrew oczekiwaniom, odmówił wykonania rozkazu spalenia Paryża i oddal stolicę Francji bez walki. Za ten czyn został skazany na karę śmierci, nie wykonaną, gdyż do końca wojny przebywał w alianckim obozie. Jego rodzina w marcu 1945 opuściła rodową posiadłość do której z zrozumiałych względów już nigdy nie powróciła. W okolicy, jeszcze do końca wojny trwały potyczki pomiędzy armią radziecką a Niemcami i estońskimi jednostkami SS, którzy silnie okopali się w górach opawskich.
Pozostawiony bez opieki zamek został ograbiony i zdewastowany. W latach 50-tych XX wieku był użytkowany przez Stadninę Koni w Prudniku. Na początku XXI wieku stał się własnością prywatną. W roku 2006 został zlicytowany przez komornika. Kupił go przedsiębiorca z Podhala zapewniając że szybkim czasie powstanie tu centrum hotelowo - restauracyjne. Niestety żadne prace konserwatorskie ani zabezpieczające nie zostały przeprowadzone. Na domiar złego, nowy właściciel zniknął i do dziś trwa batalia prawna o odzyskanie zamku. Sam zamek niszczeje. Tuż przy budynku zamku jest droga prowadząca do dawnych budynków stadniny, obecnie „użytkowanych” przez inne zwierzęta . Tam można wjechać i zobaczyć to co pozostało po dawnej świetności tego miejsca. Widok jest przygnębiający, jedynie klekotanie bocianów, które uwiły sobie gniazdo na jednej z wież powiewa wiosennym optymizmem. Od strony drogi, płot przyozdabiają reklamy prudnickich firm. Na kilku z nich reklamuje się to, co przydało by się w odbudowie zamku. Pokrycia dachowe, cement, materiały budowlane, a po odbudowie…internet, drewno do kominka bo i takie reklamy też tam wiszą. Podbudowany siłą reklam wracam drogą w kierunku Głuchołaz, by tam napisać kolejny wątek opowieści o miejscach w Górach Opawskich.
Źródła: Gluchołazy.info, zamkipolskie.pl