Wizytę w krzeszowskiej bazylice najlepiej zacząć od punktu obsługi pielgrzyma. Jak sam sprawdziłem, wszystkie informacje przeczytane w sieci przydały się jedynie na chwilę, później była już improwizacja. W punkcie obsługi, który znajduje sie w budynku między bazyliką a kościołem św. Józefa, można kupić pamiątki z tego miejsca, oraz opłacić wstęp do wszystkich miejsc na terenie zespołu klasztornego.
Ważne! Za opłaceniem symbolicznej kaucji można wypożyczyć audiobook z przewodnikiem i chyba to jest najlepsze wyjście. A zanim udamy się do kaplicy piastowskiej, to warto poczekać na jakąś grupę z przewodnikiem i dołączyć się do niej. Ja zacząłem zwiedzanie od głównego kościoła, czyli bazyliki, która powstała na miejscu poprzedniego kościoła cysterskiego w latach 1728-1735. Znajduje się w niej słynący łaskami obraz - ikoną Matki Boskiej Łaskawej. Jest on najstarszym, bo pochodzącym z I połowy XIII wieku wizerunkiem Matki Boskiej na ziemiach Polski i jeden z pięciu najstarszych w Europie. Do Krzeszowa trafił on prawdopodobnie ze sprawą Bolka I – fundatora klasztoru cystersów. Lecz nie od Bolka I ale od żony Henryka Pobożnego, Anny- zaczyna się historia tego miejsca.
To w 1242 roku, księżna Anna, wdowa po Henryku Pobożnym który zginął w bitwie pod Legnicą, ufundowała w Krzeszowie klasztor benedyktynów sprowadzonych z Czech. Być może również za jej przyczyną istniał silny kult św. Anny w tej okolicy, po którym pozostały tak liczne pamiątki.
Same ponad 70 metrowe wieże bazyliki i ozdobne rzeźby nad wejściem robią wrażenie. Portal i fasadę bazyliki ozdobił praski rzeźbiarz Ferdynand Brokoff. Jest po co zadzierać głowę, całość jest przepiękna. Przy wejściu do kościoła trzeba sięgnąć do kieszeni. Czujny pracownik na widok mojego aparatu informuje że: " nie wolno fotografować wnętrza". Zaskoczony taką cenzurą, zapytałem - dlaczego? No i wyszło że nie wolno, bo muszę zapłacić całe 6 złotych i wtedy będzie wolno. Jakby nie mógł od razu powiedzieć, że można fotografować, ale za opłatą.
Za 6 złotych otrzymuję nalepkę, którą mam siebie oznakować i już bez przeszkód wchodzę do świątyni. Przy wejściu na salę główną stoją piękne brązowe kropielnice w kształcie aniołów. Według mnie, każde odwiedzenie świątyni powinno przebiegać godnie. Dla jednych jest to rodzaj muzeum do zwiedzania, dla innych miejsce kultu i modlitwy. Z poszanowaniem tego ostatniego, zwiedzam wnętrza i fotografuję to co chcę utrwalić. Nie będę tu cytować przewodników turystycznych, ale warto poświęcić dużo czasu by popatrzeć na tą perłę śląskiego baroku. Bogaci, krzeszowscy cystersi poświęcili sporo funduszy na upiększenie tego miejsca. Kościół zdobią dzieła mistrzów baroku, jak M. Willmanna i P. Brandla, a to co widać najbardziej, czyli malowidła naścienne – pozostawił w bazylice wnuk Michała Wilmanna - „śląskiego Rembrandta”, Georg Wilhelm Neunhertz.
Nasycony widokiem piękna wnętrza świątyni, kieruję się do wyjścia by udać się do kaplicy piastowskiej. Mam przeczucie że czegoś zapomniałem i w domu, po przeczytaniu przewodnika, okazuje się że kolejnym razem muszę wziąć audiobook i jeszcze raz odwiedzić tą bazylikę. Bez przewodnika jednak ani rusz. Na tą śląską perłę baroku trzeba poświęcić znacznie więcej czasu niż pół godziny. W punkcie obsługi pielgrzyma opłacam wstęp i ruszam do kaplicy piastowskiej wraz z grupą napotkanych tam turystów. Jest przewodnik więc będzie lepiej. Przekraczamy cmentarną bramę której zwieńczeniem są rzeźby trupich czaszek pilnujących cmentarza.
Za bramą jest niewielki stary cmentarzyk z zabytkowymi nagrobkami i epitafiami wmurowanych w ściany cmentarnego muru. Na jego końcu jest grupa rzeźb "Ukrzyżowanie" i schody do dolnego, nowszego cmentarza. Przy kaplicy przewodnik pokazuje okna do piwnic pod kaplicą gdzie są krypty. W jednej z nich, widać trumny z szczątkami zakonników.
Przez wielkie drzwi wkraczamy do kaplicy. Samo położenie klamki miało uświadamiać wchodzącym ich małość dla spraw Boskich. Fakt, dla niektórych, klamka jest położona na wysokości oczu, więc wchodzenie automatyczne potęguje wrażenie, że jest się małym. Wewnątrz zaskakuje mnie kształt kaplicy i jej wygląd. Jest owalna, dobrze oświetlona i wygląda jak jakaś sala. Tu oczy zwiedzającego skupiają się na jej prawej stronie, gdzie są sarkofagi - tumby 2 książąt świdnickich, Bolka II Małego i Bolka I Surowego. Pomiędzy nimi jest wspólna trumna gdzie złożono innych książąt z linii świdnicko - jaworskiej. Napis nad prochami książąt, między kolumnami nawiązuje do historii rodu i śmierci Bolka, syna Bolka I. Do jego tragicznej śmierci nawiązuje figurka aniołka z odwróconą pochodnią. Obok sarkofagów książęcych są barokowo wyobrażone posągi ich żon: Agnieszki i Beatrycze.
No tak, ale posągi nie stoją koło swoich mężów. Przypadek? Ktoś przesunął ? Nie ! Jest to rozmyślny układ związany z historią, a że całość była wykańczana już po zdobyciu Śląska przez Prusy, to jest tu pewna symbolika opisana w dokładnych opracowaniach. W sztuce baroku symbolika i odniesienia miały szczególne znaczenie. Na wprost wejścia, pod oknem, jest jeszcze jeden sarkofag. Leży w nim Władysław Zedlitz, śląski możny i rycerz, który wniósł wiele nadań dla krzeszowskich cystersów. Dziś pewnie byśmy powiedzieli, że był dobrym sponsorem klasztoru. Po przeciwległej stronie grobów Piastów znajdują się dwa ołtarze, gdzie w relikwiarzach umieszczono w roku 1791 szczątki dwóch świętych. W ołtarzu św. Jadwigi znalazły się fragmenty kości św. Walentego, natomiast w ołtarzu św. Wacława - relikwia św. Fortunata.
Ołtarze ozdabiają obrazy namalowane przez Feliksa Antoniego Schefflera w 1741 roku. Między bocznymi ołtarzami św. Jadwigi i św. Wacława a środkowym, grubym filarem znajduje się dwoje drzwi. Tylko drzwi sprzed ołtarza św. Jadwigi mogą być otwierane, ponieważ za nimi są schody. Zejście nimi nie należy do łatwych i jest bardzo strome. Schody te rozgałęziają się i można skręcić w prawo do kaplicy Bożego Grobu, końcowej stacji krzeszowskiej kalwarii, lub w lewo do krypty. Za drugimi drzwiami jest 3 metrowa przepaść. Po okrążeniu kaplicy i po zobaczeniu wszystkiego co stoi, wisi, leży, trzeba podnieść wysoko oczy i spojrzeć na sufit. Tam na pięknych freskach namalowano liczne sceny nie tylko z historii Śląska i samego opactwa.
Malowidła bliżej wejścia do mauzoleum, czyli od strony północnej, przedstawiają początek fundacji piastowskiej i objęcie jej przez cystersów z rąk benedyktynów. Malowidła od strony południowej ukazują władców, do których należał Śląsk po roku 1392 oraz co bardziej zasłużonych opatów, jako kontynuatorów władzy na tym terenie. Tak, władzy, bo krzeszowscy opaci uważali się za spadkobierców władzy książęcej. Sceny na obu kopułach są opisane w kierunku ruchu wskazówek zegara. Ostatnim punktem wycieczki po krzeszowskich zabytkach jest kościół pomocniczy św. Józefa, znajdujący się z lewej strony krzeszowskiej bazyliki. W kościele warto przejść się pod krużgankami i patrzeć do góry, gdzie znajdują się freski opisujące życie świętej rodziny. Na jednym z nich, Matka Boża jest przedstawiona w kapeluszu, a na innym, sam autor fresków w kościele, wcielił się w kramarza.
Ponoć Michał Willmann, zwany śląskim Rembrandtem celowo to zrobił, na przekór zakonnikom. Malowidła powstały w ostatnich latach XVII wieku i do dziś doskonale się prezentują. Podczas II wojny światowej Krzeszów był obozem dla przesiedleńców z różnych stron Europy. Ponieważ jego oddalenie od głównych kierunków frontu wydawało się bezpieczne, właśnie tutaj w 1943 roku zdeponowano kilkaset dużych skrzyń, które umieszczono pod dachem świątyni. Skrzynie zawierały prawdziwy skarb europejskiej kultury – bezcenne zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie, a w nich m.in. partytury Mozarta, Bacha i Beethovena, rękopisy Lutra czy manuskrypty Goethego. Faktycznie, skrzynie bezpiecznie dotrwały do końca wojny. Jakimś cudem uniknęły też wzroku "zdobywców" i nie zostały wywiezione w głąb ZSRR. Dzięki zbiegowi okoliczności, o skrzyniach w Krzeszowie dowiedzieli się polscy naukowcy i potajemnie przed sojusznikami, wywieźli je do Krakowa i tam do dziś znajdują się w Bibliotece Jagiellońskiej i wciąż pozostają obiektem powojennego sporu pomiędzy Polską i Niemcami. Zakonnicy mając do wyboru, wizytę radzieckich żołnierzy lub pomoc polskim naukowcom, słusznie dla siebie i dla potomnych wybrali drugi wariant. Wizytą w kościele św. Józefa nie kończymy zwiedzanie Krzeszowa. Tuż przy murach opactwa, idąc w lewo od głównego wejścia, spotkamy zabytkowy pręgierz, rzadki już zabytek sądownictwa. Po wrażeniach dla ducha, warto pomyśleć o czymś dla ciała. Tuż przy obszernym parkingu dla turystów można zjeść coś pysznego, by dalej ruszyć w drogę, choćby do Chełmska Śląskiego czy na krzeszowską kalwarię, a tam, do najciekawszego jej miejsca - Betlejem.
Tekst i zdjęcia : SL